środa, 5 września 2012

pierwszy pass

A. Schnittke koncert na Orkiestrę

   Udało się....tak mi się wydaje, wyplułem z siebie emocje. No, może za wiele powiedziane, byłem powściągliwy, gdyż od 3 lat  nie miałem  sztalugi w ręku. Trochę  podchodziłem jak pies do jeża.... nałaziłem się, nakombinowałem, byłem nawet pełen obaw, czy aby dam radę cokowliek sklecić.

  Zabrałem się z ostrożnością, jak chirurg rozcinający skórę.  Delikatnie.....aby po zszyciu ślad był jak najmniejszy.
W moim przypadku, aby klęska  mnie nie zastała, więc bez rozpędu, aby szybko wrazie co skończyć,  otrzepać ręce i wzruszając ramionami rzec :
-No co?! Tak sobie chciałem poskrobać, badziew to malowanie, dobrze, że już tego nie robię.

   Ale nie, tak się nie stało ( cała szczęście), powoli ... poczułem kolor, fakturę, i jak lokomotywa parowa zacząłem nabierać impetu i tempa. Co z tego wyjdzie, zobaczymy.
  Efekt był taki, że skończyłem jedną podmalówkę w dwie godziny. Pstryknąłem telefonem i posłałem w świat... gołębia sms... wrócił szybko,  nie osrał mi głowy, nie jest źle!
Energia mnie nie opuściła jednak i całe szczęście, że miałem drugie podobrazie, postanowiłem:
 - Namaluje pejzaż! Tak ! Namaluję cokolwiek byle malować i tak zrodził się drugi obraz, przepraszam wizja, nieporadna podmalówka, ale z tego jednak bedzie coś innego niż  w zamiarze.
Nie to co planowałem, zresztą tak samo jak z pierwszym bohomazem.
   Cieszy mnie ta twórcza werwa. Jest mi aż niedobrze, jakbym się czegoś nażarł... a może to we mnie siedziało? Dusiło trzewia?

Kto wie....kto wie......

wtorek, 4 września 2012

Stało się, czyli przełom.

Najpierw muza, bo bez niej świat by nie istniał.
Przecinaj ciszę cichszą ciszą......


       Coś we mnie drgnęło, może ja sobą potrząsnąłem? Nie ważne, jestem krok za ciszą tworzenia nowego.
Starego raczej w nowej odsłonie, zaczynam malować. Nie przypuszczałem, że już same przymiarki tak mnie nakręcą do tworzenia. Kupione podobrazia, koniecznie lniane, bo mam takie jakieś fetyszystyczne  przekonanie, że na byle czym malować nie przystoi.
           Wygrzebałem farby z kantorka. Cała mistyka. Odkręcałem przykurzone, pokurczone od uścisków palców tubki. Umbra, siena, błękit pruski, zieleń Veronese, karmin i doznaje jakiegoś  nieopisanego uniesienia. Te zapachy oleju. Jednak pamiętam! Najchętniej umazałbym sobie nimi całą twarz, aby czuć ciągle.
      Dla mnie to jeden z najwspanialszych  aromatów. Nie wiem jak to opisać, ale olej malarski pachnie mistyką tworzenia, cały tym blichtrem przygotowań, mocarzenia się z materią, klęską i radością powstawania dzieła. Nie do opisania perfuma skomponowana przez artystyczną duszę. Nie do podrobienia.
   I ja właśnie wsiąkam w ten cud, ponownie, po latach. Mam już pierwszy szkic w węglu, jutro paleta , wyciskanie farb, i malowanie, od nowa... ta energia we mnie!
Muszę tylko zamknąć się w sobie i zamknąć dosłownie, bo mojej tworzenie to izolacja i muzyka.

Gustavus obiit - natus est Conradus..... i marzę aby kiedyś namalować "całą jaskrawość" tak samo chciałbym uwiecznić ją  w fotograficznym kadrze. Daleka droga przede mną, ale jaka fantastycznie nieznana i trudna.


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Słońce wzeszło, było tak błękitnie i złociście ..



Taka muza mi się dzisiaj wieczorem naraiła, gdzieś ją wkleiłem, jako, że muzyka daje mi tą nieskrępowaną swobodę wypowiedzi. Jest bezpieczna, można się za nią schować, zrobić unik  zbyt celnej interpretacji, czyli "odwrócić kota ogonem". Albo....albo nic nie mówić , milczeć. Milcząc krzyczeć : takaaaak ! tak właśnie się czuję i myślę!!!...milcząc mówię do ludzi o sobie i komentuje swoej emocje...hehe ale jestem cwany, nie do rozkminienia. Czyżby? :)
No właśnie, tu rodzi się wątpliwość, jeden krótki komentarz i wszystko jasne! Tom Waits to "krzykacz" , którego w dodatku ktoś lubi.... "Od momentu kiedy włożyłem Twoje zdjęcie
do ramki" , no włożyłem - swoje.
 Rasowy narcyz, ja wiem...... a może , raczej  artysta, poszukujący, niecierpliwy, niespełniony, natchniony....albo i nie, stad te wątpliwości, jednak ktoś zauważył podobieństwo. Czy stąd wynika moja dozgonna miłość  (platoniczna) do barda? Pewnie tak..

O proszę, dumny człowiek, wzorowe zdjęcie.

Zrobiłem je w wyjątkowych okolicznościach w Hurghadzie, na jakimś zapomnianym odludnym miejscu. Zmierzch już prawie a tu na ułamek sekundy postać, jak z bajki, nie przystająca do rzeczywistości i nastroju, szybkie pstryk i nie ma...znika i więcej się nie pojawia, nigdy.
Obyśmy mieli więcej takich zdjęć do ramek, własnych...bo cudze to łatwo wcisnąć i udawać, że jest ok....

sobota, 31 marca 2012

być tam i teraz

Dzisiejszy poranek to falstart wiosny. Widząc płatki śniegu wielkości dwuzłotówki kapiące  leniwie spojrzałem w niebo z rojącym się pytaniem : - Poje.ało cię?
Ok, trzeba zrozumieć, świat się budzi do życia, po letargu zimowym, takie tam pierdoły...ale dlaczego dzisiaj? Dlaczego dzisiaj się kurwa nie obudził należycie? Ok, nie ma co siać defetyzmu :), jutro będzie lepiej. Czyli zapominamy o prawach Murphy'ego, dzisiaj i na wieki wieków amen. Choć to się nie da, ale próbujemy.
Pojechaliśmy na plener, lało, nie będzie takich kadrów:



Zdziś nie będzie żadnych. Biję się z myślami, bo mam dylemat. Z gruntu nie skanuje negatywów, wolę odbitki na barycie, podobnie mam z życiem, trzeba macać nie wizualizować macanie.....
 Tylko jak skanować odbitki w większym formacie? Się nie da, więc robię im zdjęcia, ale tu pojawia się problem, bo zdjęcia trzeba obrobić w programie graficznym, czyli to już nie są odbitki.
Poza tym ma i inny dylemat, a mianowicie, czy odgrzewać, np. do zobrazowania swoich doznań i emocji kotlety z przeszłości? W sumie to chyba nic złego skoro mam do niej wracać.

Muza, jak tlen....